Chwilowa przerwa od muzeów motoryzacyjnych spowodowała, że trzeba było wyznaczyć sobie inny cel na 2016 rok. Postanowiłem więc wkręcić się w sport, a że miałem do pomocy przyjaciela, który mnie uratuje, postanowiłem wziąć udział w mega szalonym biegu…. Biegu Katorżnika. Jak można się domyślić ze zdjęcia, z biegiem niewiele to miało wspólnego. Był za to pot, krew i kontuzja prawej nogi. Uderzając piszczelem w metalową obudowę mostu, skończyłem bieg z opuchlizną, zakażeniem i w konsekwencji z plamami pieniążkowymi. Ale dla tej adrenaliny było warto!